Sześć łez

Jakub Wolski

Sześć łez, po trzy na oko, to wszystko na co mnie stać.
Liczę pojedynczo, bo parami wyszło by tylko trzy. Trzy to mało by, po kropelce na głowę, ugasić gniew Trójcy. Ja powinienem mieć najmniej dziesięć za wszystkie złamane przykazania
i kolejnych sto za wszystkie złamane serca…
Już nie lecą, sumienie mi schnie tak szybko na wieczór. Widocznie jestem odwodniony po dniu. Nic to, że spiłem trochę krwi z Matki, Ojca i psa Marco, rodzima krew zawsze krzepnie mi w gardle. Spiłbym może z jakiejś dziewczyny. Uśmiechała się dziś do mnie taka młoda na osiedlu widząc, jak się słaniam od słońca…
Zazdroszczę gargulcom na kościołach, oswojonym demonom, co siedzą w najczarniejszym cieniu sacrum jak pies w przy budzie. Gdzie zimne ściany świątyń tłumią brzask świętego Alleluja, słońce nie wyciska łez z oczu a księżyc nie zalewa ich krwią.
Ukochana nocy, co otwierasz szeroko oczy ślepe, czuje jak przychodzisz…